czwartek, 29 grudnia 2011

Dokończyłam Cellini !

Tę bransoletkę zaczęłam pleść bardzo dawno temu, na początku mojej przygody z drobnymi koralikami. Była moją pierwszą Cellini, jednak nie udało mi się jej skończyć. Zabrakło mi drobnych, hematytowych koralików i nigdzie nie mogłam ich dokupić. Leżała więc sobie gdzieś na dnie pudełka i nie miałam pojęcia co dalej z nią zrobić. Dopiero niedawno znalazłam Toho 15 w odpowiednim kolorze i mogłam ukończyć dzieło.
Ma trochę niedoskonałości, miejscami widać odrobinę nitkę, koraliki są nierówne, ale i tak prezentuje się całkiem nieźle.






Dziękuję za komentarze i pozdrawiam wszystkich zaglądających tutaj.

czwartek, 22 grudnia 2011

Kolejna bransoletka

Ostatnio powstają u mnie głównie bransoletki. Najczęściej te koralikowo - szydełkowe, ale nie tylko.

Bransoletki z minerałów i srebrnych łańcuszków podobały mi się już od dawna i długo nosiłam się ze zrobieniem sobie takiej. Materiały zgromadziłam już przed wakacjami, tylko jakoś zebrać się nie mogłam, żeby ją zmontować. Boję się trochę pracować ze srebrem, po podwyżce jest to droga impreza i boję się, że coś mogę zepsuć.
W końcu jednak udało się i jest. Bransoletka z amazonitów i oksydowanego srebra.
Muszę stwierdzić, że mimo moich wcześniejszych obaw z oksydą współpracuje mi się nieźle, tylko polerowanie mnie wykańcza. Być może doświadczone biżuteryjki mają na to jakieś swoje sposoby, ja niestety polerowałam ogniwko po ogniwku najpierw patyczkiem do uszu i pastą polerską, potem bawełnianą szmatką. Co sobie przy tym myślałam, tylko ja wiem :)
Muszę pomyśleć nad usprawnieniem swojego warsztatu, bo inaczej przy kolejnej bransoletce coś mnie trafi :)
A pomysły i materiały na kolejną już są, tylko czasu i odwagi brakuje.

Tu bransoletka w całości.



A tutaj zbliżenie.




Jeśli komuś podobają się tego typu bransoletki i chce zobaczyć prawdziwe cudeńka, niech zajrzy
na blog Emili M. , prawdziwej mistrzyni tego typu biżuterii.

Pozdrawiam wszystkich odwiedzających mojego bloga i dziękuję za miłe komentarze.

piątek, 16 grudnia 2011

Bransoletkuję sobie

Ostatnio mój czas przeznaczony na działalność artystyczną pochłaniają bransoletki, głównie te, które wykonuję w technice sznurów szydełkowych. Dzisiaj pokażę trzy nowości, chociaż skończyłam już kolejną, której jeszcze nie zdążyłam zrobić zdjęć.

Dwie z nich szybko znalazły nowy domek, a trzecią chyba zostawię sobie, bo mi się bardzo spodobała :)


To właśnie ta, która będzie chyba moja. Zrobiona głównie z matowych koralików Knorr Prandell.
Mam dwie letnie czerwone bluzki w białe groszki i myślę, że fajnie to będzie wyglądało w komplecie. Może dorobię sobie jeszcze sznur na szyję ( dziwnie to zabrzmiało :) ).



Ta również z koralików Knorr Prandell. Koraliki były przezroczyste, a kordonek cieniowany i dzięki temu wyszedł bardzo ciekawy efekt, co może nie do końca jest widoczne na zdjęciu. Bransoletka jest w kolorach fioletowym i różowym.
Ciężko się ją robiło, bo przy bezbarwnych koralikach, których prawie nie było widać, musiałam się bardzo skupić, aby poprawnie wbić szydełko.


A tę zrobiłam z moich koralikowych zapasów.



Muszę się jeszcze pochwalić, że po raz pierwszy zamówiłam koraliki Toho.
Najbardziej zadziwiły mnie 15, wiedziałam, że są małe, ale żeby aż tak ? :)

Pozdrawiam wszystkich czytelników mojego bloga.

poniedziałek, 5 grudnia 2011

Długo to trwało :)

Tak jak w tytule posta, długo to trwało, ale udało mi się skończyć.
Naszyjnik powstawał chyba ponad pół roku, albo dłużej.
Oczywiście nie robiłam go przez cały ten czas. Najpierw powstał jeden element, po pewnym czasie kolejny a po bardzo długim czasie sznur, gdyż nie miałam odpowiednich koralików i sporo czasu zajęło mi skompletowanie ich.

W tym miejscu będę zupełnie nieskromna i powiem, że jestem z niego bardzo zadowolona a nawet dumna.
Do wykonania go użyłam bardzo różnych technik. Jest tu i szydełko i plecionka i nawet troszkę haftu koralikowego.
Materiały z których został wykonany też są różnorodne. Jest kordonek, są metalizowane nici, drobne koraliki, szklane perełki i kaboszon z jakiegoś kamienia, niestety nie wiem jakiego.
Według mojej subiektywnej opinii, jest to najładniejsza rzecz, którą do tej pory zrobiłam, a przy tym cały pomysł naszyjnika jest mój własny. Oczywiście nie wymyśliłam tych wszystkich technik, ale je połączyłam na swój własny sposób.
Więcej zdjęć można obejrzeć na moim biżuteryjnym blogu.



Pozdrawiam wszystkich zaglądających na moje blogi.

poniedziałek, 28 listopada 2011

Sweterek dla Momo

Ostatnio niewiele się dzieje na moich blogach.
Nie znaczy to, że nic nie robię. Powstaje trochę nowych prac, może nie tyle co latem, bo do moich dłubaninek potrzebuję dziennego światła, niemniej jednak coś tam działam.
Niestety, kompletnie nie mogę się zebrać do zrobienia i obróbki zdjęć. Moja niechęć do aparatu sięgnęła ostatnio zenitu, na samą myśl o tym, że mam zrobić fotki odechciewa mi się wszystkiego.
Aparat odwdzięcza mi się pięknym za nadobne i zdjęcia wychodzą beznadziejnie.

Czuję się jednak w obowiązku coś pokazać i będzie to sweterek dla Momo.
Zrobiony z resztek akrylowych włóczek wg jakiegoś wzoru z netu, który w trakcie robótki modyfikowałam, wyszedł nadspodziewanie dobrze. Miałam co do niego sporo wątpliwości, bo jeszcze nigdy nie robiłam nic dla psa, a modelowanie odzieży jest moją najsłabszą stroną w karierze dziewiarki. Musiałam się nakombinować trochę, bo początkowo wdzianko wyszło za wąskie, ale dorobiłam bordową wstawkę z przodu i wszyłam ją tak, że wygląda to na zamierzone działanie.

Jedynym mankamentem sweterka jest to, że mocno się już zmechacił od szelek, ale niestety z większością włóczek tak właśnie się dzieje.
Przyznam się, że bardzo mnie to zniechęca do dzianin, jedynie bawełna wydaje się być pozbawiona tej przypadłości.

A tu już zdjęcia sweterka na Momo.





Sweterek rozpłaszczony. Zdjęcie dolne lepiej oddaje prawdziwe kolory.



A tu jeszcze goła Momo. Jak widać zestarzała się trochę i nie wygląda już na szczeniaczka:)
Trudno jej zrobić ładne zdjęcia, bo ciągle jest w ruchu.



Pozdrawiam wszystkich odwiedzających mojego bloga.

niedziela, 6 listopada 2011

Niedobry blogger !!!

Przed chwilą napisałam piękną notatkę na bloga, ale niestety paskudny blogger zbuntował się i notatka zniknęła. Nie lubię pisać dwa razy tego samego, więc będą tylko same zdjęcia.
Do pojemnika emaliowanego na cukier, dorobiłam do kompletu puszkę na herbatę.




W imieniu swoim i córki serdecznie dziękuję za Wasze miłe komentarze.
Pozdrawiam wszystkich odwiedzających.

niedziela, 23 października 2011

Dużo się dzieje

Tak jak w tytule, ostatnio sporo się u mnie dzieje. Nie jest to jednak związane z robótkami, tylko z występem Julii w Japonii. Po emisji programu w japońskiej telewizji do netu trafiły filmiki z jej występem i zrobiło się wokół tego spore zamieszanie :)
Najpierw informacja trafiła na stronę internetową Gazety Wyborczej, później zgłosiła się do nas telewizja z prośbą o wywiad. Julia będzie również w programie "Uwaga", najprawdopodobniej w listopadzie.
W związku z tym moje robótkowanie musiało zejść na drugi plan i nie mogę się pochwalić zbyt dużym dorobkiem. Udało mi się jednak dokończyć kilka prac, które już dość długo czekały na ostatnie szlify.

Na początek naszyjnik. Kwiatek wyplotłam latem, sznur też już dawno był gotowy, brakowało tylko końcówek. Kolor kwiatka nie jest moim ulubionym, ale akurat miałam na zbyciu trochę żółtych koralików, a sam kwiat miał być zrobiony na próbę. W efekcie powstało coś takiego.



Tutaj wisior, który już pokazywałam, doczekał się sznura.



Bransoletka szydełkowa, czarna w srebrzyste kropki. Wreszcie udało mi się kupić ładne końcówki, które łączę ze sznurem za pomocą drutu. Jakoś nie mogę przekonać się do wklejania.


I jeszcze zwyczajna bransoletka. Wykorzystałam kamyki, na które wcześniej nie miałam pomysłu. Wyszła trochę kwadratowa, ale nie przeszkadza mi to specjalnie.



I na koniec podaję link do filmiku z występem Julii. Niestety nie potrafię wstawić takiego jakby ekranu z You Tube :(
http://www.youtube.com/watch?v=wsgmWqqeZyM

Dziękuję za Wasze komentarze, pozdrawiam serdecznie.

piątek, 30 września 2011

Już w domu

Wczoraj wieczorem Julia wróciła z wojaży. Chociaż wyjazd był krótki, pozostawił po sobie masę pięknych wspomnień. Julia była zachwycona pobytem. Spotkała się z kilkoma japońskimi przyjaciółmi, zobaczyła Shibuyę i Harajuku. Nagrywanie programu przebiegało we wspaniałej atmosferze. Mimo że uczestnicy nie znali się wcześniej, bawili się wyśmienicie.
Córka z wielkim żalem opuściła Japonię i ma nadzieję, że jeszcze kiedyś tam wróci.

A tu kilka zdjęć z pobytu.


Tokijska ulica.



W księgarni.




W trakcie realizacji programu.

Trzeba się posilić .



W oczekiwaniu na występ.



Trzeba się troszkę rozerwać.



A tu już po występie, uczestnicy z całego świata i trenerka wokalna, maleńka Japonka o potężnym głosie.
Dodam jeszcze, że Julia była najmłodsza z całej grupy a najstarszy uczestnik miał 71 lat.Niestety nie ma go na zdjęciu.



Mam nadzieję, że wraz z powrotem Julii powróci wreszcie moja wena, bo cały czas z nią krucho.
Mam wrażenie, że cofam się w moim "artystycznym" rozwoju i nie jestem zadowolona z tego stanu rzeczy.

Pozdrawiam wszystkich czytelników mojego bloga.
Z całego serca dziękuję za przemiłe komentarze pod poprzednim wpisem.

niedziela, 25 września 2011

Julia w Japonii czyli marzenia się spełniają

Wspominałam już chyba tu na blogu, że moja córka jest zafascynowana Japonią. Od kilku lat uczy się języka japońskiego, ogląda japońskie filmy, czyta mangi i różne książki o Japonii, zbiera japońskie figurki i różne gadżety, koresponduje i przyjaźni się z wieloma Japończykami. Jej wielkim marzeniem była podróż do tego kraju. Niestety, jest to droga impreza, więc marzenie nie mogło się spełnić.

Wspominałam tu gdzieś również, że Julia uwielbia śpiewać i od wielu lat chodzi na zajęcia do studia piosenki. Ponieważ nie jest osobą szczególnie przebojową, nigdy nie brała udziału w castingach do telewizyjnych show typu " Mam talent"czy "X factor". Stworzyła sobie jedynie swój kanał na YouTube, gdzie prezentowała swój śpiew.

I oto stał się CUD. Poprzez jej kanał odnaleźli ją producenci znanego japońskiego programu telewizyjnego"Nodojiman " i zaprosili do Japonii. Program ten emitowany jest przez jedną z najpopularniejszych stacji telewizyjnych NHK i ma formę konkursu wokalnego. Chyba musi być bardzo popularny wśród Japończyków, bo pokazywany jest od wielu lat. Do tej pory występowali w nim głównie Japończycy, ale niedawno producenci wpadli na pomysł, aby do występów zaprosić ludzi z całego świata, śpiewających po japońsku. Odbyła się już jedna edycja w tej nowej formie, teraz przygotowywana jest druga.

Jestem niesamowicie dumna z mojej córki. Producenci wybrali 12 osób z całego świata, między innymi z Wielkiej Brytanii, USA, Jamajki, Brazylii, Peru. Jak nam powiedział reżyser, wiele z tych osób jest po szkołach jazzowych. Miałam okazję usłyszeć jak śpiewa jedna z uczestniczek i muszę powiedzieć, że poziom jest wysoki. To, czy moja córka zajmie tam jakieś miejsce, jest mało istotne. Dla mnie sam fakt, że dostała się do dwunastki już jest wielką wygraną.

Pobyt w Japonii będzie krótki, zaledwie trzy dni, mimo to córka jest bardzo szczęśliwa, bo oto zdarzyło się coś, co jak myśleliśmy zdarza się tylko w książkach lub filmach.

Przepraszam za to, że piszę tak chaotycznie, ale jestem bardzo rozemocjonowana. Właśnie godzinę temu Julia i mój mąż pojechali na lotnisko. Córka została zaproszona z osobą towarzyszącą. Mogłam to być ja, ale niestety panicznie boję się latać. Już na samą myśl o przebywaniu w samolocie w powietrzu miękną mi nogi :(.
Przez najbliższe dni będą do mnie docierały tylko strzępki informacji, bo nie mamy łączności telefonicznej.

Żeby dłużej nie przynudzać podaję dwa linki do piosenek Julii. Chciałam tu wstawić bezpośrednio ten ekranik z YouTube, niestety nie mam bladego pojęcia jak to się robi.

Tu po japońsku http://www.youtube.com/watch?v=K1krEMPHSKo&feature=related

A tu po angielsku z lekcji śpiewu http://www.youtube.com/watch?v=m2sBQ3M09T0&feature=related

Przepraszam za nie najlepszą jakość, lekcja była kręcona aparatem fotograficznym.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie. Idę dalej przeżywać :(

piątek, 16 września 2011

Jeszcze nie wróciła

Moja zagubiona wena jeszcze do mnie nie wróciła. Coś tam wprawdzie próbuję dłubać, ale nie są to jakieś nowe pomysły. Żeby jednak blog nie pokrył się pajęczyną, wrzucam kilka nowości.

Na początek sznur szydełkowy w kwiatuszki, co może nie jest zbyt widoczne na zdjęciu. Zrobiłam go już jakiś czas temu, ale dopiero teraz doczekał się wykończenia. Jest dość krótki, ale niestety na dłuższy zabrakło mi koralików.



A to anielska drużyna. Lubię robić takie aniołki i powstało ich już dość sporo. Więcej można zobaczyć na moim biżuteryjnym blogu.



I na koniec najnowsze zdjęcie Momo. Jest bardzo ruchliwa i jeśli nie śpi to zazwyczaj rozrabia.
Ostatnio namiętnie kradnie kartki z drukarki i rozrywa je na strzępy :)


Pozdrawiam wszystkich odwiedzających.

niedziela, 4 września 2011

Całkowity brak weny


Opuściła mnie wena. Niby coś bym tam chciała zrobić, ale brakuje albo pomysłu, albo odpowiednich elementów do wykonania projektu, albo też chęci.
Pozaczynanych mam masę prac, ale tutaj również czegoś brakuje do skończenia. Nie opłaca się zamawiać przez internet kilku gramów szklanych koralików, albo samego zapięcia, a przeważnie tak jest, że nie kupię w jednym sklepie wszystkiego czego potrzebuję.
Mam wrażenie, że zamiast rozwijać się, stanęłam w miejscu. Nic mi się nie chce, ani robić zdjęć, ani wstawiać notek na bloga.

Mam nadzieję, że mi to szybko przejdzie, bo przecież lubię te swoje dłubanki :)
Żeby dłużej nie marudzić wstawiam zdjęcie kompletu, który niedawno udało mi się skończyć.
W roli głównej labradoryty i oksydowane srebro.
To moja pierwsza przygoda z oksydą. Bałam się trochę, bo nie lubię używać chemii, nie wiedziałam co mi z tego wyjdzie i czy przypadkiem nie zniszczę pracy.
Na szczęście okazało się, że nie taki diabeł straszny i wszystko zaoksydowało się całkiem nieźle.
Gorszą zabawą okazało się polerowanie tego wszystkiego. Tarłam sobie kolejne oczka łańcuszka w bransoletce i zastanawiałam się, czy dziewczyny oksydujące całe, długie łańcuszki też tak polerują każde oczko oddzielnie jak ja ? Przecież to można kota dostać, ja po chyba czwartym miałam już serdecznie dosyć.
Jednak efekt mojej pracy zadowolił mnie i nie jest to ostatnie starcie z oksydą i polerowaniem :)

Zdjęcie bransoletki jest paskudne, nie miałam siły by zrobić lepsze :(

Więcej nowych prac można zobaczyć na moim blogu biżuteryjnym.

Jeśli chodzi o Momo, nie mam niestety nowych zdjęć. Nie mogłam się zebrać, żeby zrobić :(
A Momo na szczęście czuje się dobrze, tylko marudzi z jedzeniem. Zupełnie jak małe dziecko:)

Pozdrawiam wszystkich odwiedzających.

środa, 3 sierpnia 2011

Momo

Ostatnio trochę zaniedbałam swojego bloga. Rzadziej też zaglądałam na ulubione blogi.
Powodem tych zaniedbań jest nowy członek rodziny naszej rodziny, Momo.


Momo to młodziutka, 10 tygodniowa suczka w typie yorka. Imię jej jest dość popularne w Japonii. Po polsku momo to brzoskwinia :)
Oficjalnie jej panią jest moja córka, ale ponieważ ja głównie daję jej jeść, nietrudno domyślić się kogo bardziej się słucha :)
Początki naszego wspólnego życia były bardzo trudne. Momo bardzo chorowała i był już moment kiedy wydawało się, że ją stracimy :(
Na szczęście teraz jest już zdrowa i ładnie przybiera na wadze.
Ponieważ jest to nasz pierwszy pies, sporo czasu spędzam na dokształcaniu się na temat tych czworonogów. Cierpi na tym oczywiście moja "twórczość", bo mało teraz robię nowości, ewentualnie kończę pozaczynane prace.

Żeby jednak było coś robótkowego, pokażę wisior, który zrobiłam do szydełkowego sznura.
Sznur niestety jest niewykończony, gdyż nie mogę znaleźć odpowiednich końcówek.
Wisior jest trochę krzywy, ale dopiero uczę się jak oplatać kaboszony, więc uważam, że jak na moje skromne doświadczenie w tej dziedzinie, nie jest tak źle.


Mam nadzieję, że w najbliższym czasie uda mi się nadrobić zaległości robótkowo-blogowe.
Pozdrawiam wszystkich odwiedzających i bardzo dziękuję za miłe komentarze.

niedziela, 10 lipca 2011

Zebra po raz drugi

To już druga odsłona sznurów szydełkowych ze wzorem zebry.
Do sznura na szyję dorobiłam zwykłą bransoletkę i taką do zegarka.
Zegareczek ten wygrałam w candy u Joanki i długo się zastanawiałam co do niego doczepić. W końcu zdecydowałam się na bransoletki wymienne, które będę mogła sobie zmieniać w zależności od potrzeb :)



Cały komplet razem ze sznurem, który pokazywałam wcześniej.


Oprócz tych wytworów zrobiłam trochę kolczyków szydełkowych i plecionek, które można obejrzeć na moim blogu biżuteryjnym.

piątek, 1 lipca 2011

Moja Gail

W końcu po długich bojach, wymęczyłam moją Gail.
Początki były bardzo trudne. Mimo pomocy ze strony życzliwych koleżanek z forum Maranciaki za żadne skarby nie mogłam załapać jak należy powtarzać wzór w tej chuście. Zaczynałam ją robić kilka razy, dochodziłam do pewnego momentu i tam gubiłam się jak dziecko we mgle, więc wszystko prułam.
Miałam się już poddać, ale postanowiłam po raz ostatni przeanalizować schemat. I nagle doznałam olśnienia i już wiedziałam co mam robić.
Od tego momentu wszystko przebiegało już sprawnie i oto skończyłam moją Gail.
Właściwie skończyłam ją już chyba ze trzy tygodnie temu, ale najpierw czekała na nadanie kształtu a potem na zdjęcia, których jak już wspominałam, nie cierpię robić.
Niestety, ponieważ była robiona z jakiejś anilanki z metalizowaną nitką sprzed ponad dwudziestu lat, nie nadawała się do blokowania i nie trzyma kształtów tak ładnie jakbym chciała.

Gail jest dość duża i na zdjęciu nie zmieściła mi się cała :)






Teraz wskoczyła mi już na druty kolejna chusta. Jeśli uda mi się ją ukończyć z sukcesem, oczywiście pochwalę się.

Bardzo dziękuję wszystkim za komentarze. Dziękuję za odwiedziny i pozdrawiam.

środa, 22 czerwca 2011

Zebra

Jedną z moich ostatnich prac jest sznur szydełkowy ze wzorem zebry. Lubię robić sznury, chociaż nawlekanie setek koralików jest dość monotonne i wpływa na mnie usypiająco :)
Mimo, że wzór nie jest bardzo skomplikowany, udało mi się pomylić przy nawlekaniu i musiałam kawałek pruć. Poza tym koraliki made in China były okropnie nierówne i cały czas musiałam grzebać w nich jak kura pazurem i szukać w miarę równych sztuk, co znacznie spowolniło cykl produkcyjny.
Na szczęście już skończyłam i jestem w miarę zadowolona z mojej pracy. Udało mi się znaleźć całkiem fajne końcówki, co wcale nie jest takie proste (osoby robiące sznury dobrze wiedzą o czym mówię:) ) . Sznur bardzo fajnie wygląda na człowieku. Niestety nie dysponuję łabędzią szyją, którą mogłabym prezentować z dumą na zdjęciach, więc musicie uwierzyć mi na słowo.




Wzór spodobał mi się do tego stopnia, że aktualnie pracuję nad bransoletką do kompletu.
A na wykończenie czeka jeszcze jeden sznur, który właściwie jest już gotowy, tylko nie mogę do niego dostać odpowiednich końcówek w rozsądnej cenie. Ponieważ sznur jest złoto - brązowy, chciałabym aby i końcówki były złote lub miedziane.

Pozdrawiam wszystkich zaglądających tutaj i życzę miłego długiego weekendu.

niedziela, 12 czerwca 2011

Komplety decoupage i candy u Oxi

Ostatnio niewiele tworzę w technice decoupage, a jeśli już, to głównie biżuterię.
To moje nowe dwa komplety.

Ten wylakierowałam werniksem szklącym.





A ten lakierem Flugger na mat. Zastanawiałam się nad pokryciem tego kompletu lakierem To Do "touch me". Z doświadczenia jednak wiem, że przy intensywnym użytkowaniu jasne przedmioty pokryte tym preparatem trochę się brudzą, więc wolałam tego uniknąć.





Więcej nowości biżuteryjnych można obejrzeć na moim drugim blogu.

Przyłączyłam się do zabawy na blogu Oxi. Po ostatnich moich wygranych uwierzyłam, że mogę coś wygrać, chociaż trzecia wygrana to byłby chyba nadmiar szczęścia :)
Losowanie nagrody 15 lipca.
A oto co można wygrać.



Pozdrawiam serdecznie moich miłych odwiedzających i dziękuję za komentarze, które zostawiacie.

środa, 8 czerwca 2011

Letnia kolekcja.

Pogodę mamy prawdziwie letnią, więc i moje ostatnie wytwory są w takich klimatach.
Prościutkie, szydełkowe kolczyki w wesołych kolorach.
Mimo swej prostoty bardzo ładnie się prezentują w uszach i dwie pary szybko znalazły pana ( właściwie to panią :) ) .
Chyba jeszcze machnę kilka par w innych kolorach, tylko muszę pogrzebać w swoich zapasach i sprawdzić, czy mam odpowiednie koraliki na bazę.





Pozdrawiam serdecznie wszystkich odwiedzających.

czwartek, 2 czerwca 2011

Pierwsze indiańskie i nie tylko

Od pewnego czasu chodziły za mną kolczyki indiańskie. Chciałam sprawdzić, czy uda mi się je zrobić. I udało się bez większych problemów, pomijając fakt, że w trakcie wyplatania zerwała mi się nitka i jeszcze to,że niektóre koraliki miały za małe dziurki i nitka nie chciała przez nie przejść kilkukrotnie.
Mają oczywiście pewne niedociągnięcia, które jednak są bardziej widoczne na zdjęciu niż w rzeczywistości. Kolory może też są niespecjalne, ale u mnie w pasmanterii nie było dużego wyboru rurek. Myślę, że powrócę jeszcze do tego wzoru, na razie jednak ciągnie mnie do szydełkowych sznurów i właśnie jestem w trakcie nawlekania setek koralików.



A tu jeszcze jedne kolczyki, które sobie wyprodukowałam. Srebro, pięknie fasetowane kryształy górskie, drobniutkie perełki i maciupeńkie turmaliny.
Zdjęcie niestety paskudne, ale fotografowanie kryształów to już wyższa szkoła jazdy jak dla mnie i nigdy mi to nie wychodzi.



Bardzo dziękuję za Wasze miłe komentarze i serdecznie pozdrawiam.

wtorek, 24 maja 2011

Musiałam go mieć

Wzór tego naszyjnika już dawno wpadł mi w oko. Jest on dość popularny i często pojawia się w sieci. Ma tę zaletę, że można go w różny sposób modyfikować, zmieniając wielkość koralików. W zależności od rodzaju i koloru użytych koralików można uzyskać ciekawe efekty.

Gdy tylko go zobaczyłam, bardzo chciałam upleść sobie ten naszyjnik. Jednak od zamiaru do wykonania minęło sporo czasu. Głównym problemem były koraliki i moja nieumiejętność ich kupowania. Wzór jest koralikożerny, mój budżet bardzo skromny i przy składaniu zamówień zawsze zamawiałam zbyt mało koralików w danym rodzaju.
Bo jak już kiedyś wspominałam, zamawiając chciałam mieć jak najwięcej kolorów i rozmiarów. W rezultacie wszystkiego było za mało i nic ciekawego nie mogłam z tego upleść.

Tym razem składając zamówienie udało mi się utrzymać moją fantazję w ryzach i oto jest rezultat.
Ponieważ to mój pierwszy taki naszyjnik, nie uniknęłam pewnych błędów. Teraz troszkę inaczej rozmieściłabym wzór i użyła trochę więcej większych koralików. Zrobiłabym też naszyjnik nieco dłuższy, bo ten układa się dość blisko szyi a ja mam coś takiego, że nie lubię krótkich ozdób, mam wrażenie, że coś mnie dusi, chociaż to tylko moje subiektywne odczucie.
Z tego samego powodu nie noszę bluzek ani sweterków z dekoltem w łódkę.
Jednak to wszystko, to tylko drobne szczegóły, następnym razem będzie lepiej.

A teraz z dumą prezentuję mój naszyjnik. Oto on.




Zdjęcia niestety takie sobie, ale chciałam szybko pokazać moje dzieło a lepsze zdjęcia wymagałyby dłuższych zmagań z aparatem.
Pozdrawiam wszystkich odwiedzających.